Wyobraź sobie, że scrollujesz TikToka, lajkujesz memy na Facebooku i przeglądasz nieskończoną ilość komentarzy na Redditcie – a teraz usiądź wygodnie, bo mam dla Ciebie wiadomość: co jeśli 90% tego, co widzisz, zostało stworzone nie przez ludzi, a przez… boty? Tak, dobrze przeczytałeś. Witamy w królestwie jednej z najbardziej intrygujących i lekko przerażających teorii spiskowych współczesnego Internetu – teorii martwego Internetu. Zanim jednak zaczniesz krzyczeć w klawiaturę, daj sobie chwilę, by zgłębić tę cyfrową konspirację, która sprawia, że nawet Czarna Wołga wydaje się bajką dla dzieci.
Internet — raj dla ludzi czy plac zabaw dla botów?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Internet to zupełnie ludzka przestrzeń, pełna emocji, memów, kłótni o to, czy pizza hawajska to zbrodnia, oraz zdjęć kotów w filiżankach. Ale przeciągnijmy tę kotarę i przyjrzyjmy się bliżej. Według teorii martwego Internetu, większość treści, które konsumujemy w sieci, nie pochodzi od realnych ludzi, tylko od klikających nieustannie algorytmów i botów.
To tłumaczyłoby, dlaczego komentarze pod artykułami nagle wyglądają jak wygenerowane przez dziwnie grzecznego kosmitę i dlaczego TikTok codziennie „wstrzykuje” Ci filmiki z tańczącym labradorem w fartuchu kucharskim.
Jak działa „martwy” Internet?
Zwolennicy tej teorii twierdzą, że około 2016 roku coś się zmieniło. Internet, który wcześniej był dzikim zachodem opinii, dyskusji i anonimowych hejterskich epopei, przemienił się w coś… sztucznie spokojnego, jakby ktoś przejechał go mopem. Algorytmy zostały wytrenowane, boty dostały dyplom z edytorstwa i ruszyły do dzieła. Dodają treści na forach, piszą recenzje produktów, sączą newsy w mediach społecznościowych i rozkręcają gorące debaty – tylko że bez ludzi.
Wszystko po to, by manipuluje się opinią publiczną, kształtuje trendy i… sprzedaje Ci rzeczy, których nie potrzebujesz. W skrócie: Witaj, Panie Internaucie, z tej strony Bot. Kup ten selfie ring do swojego kota!
Kto miałby w tym interes?
Teoria martwego Internetu twierdzi, że za tą transformacją stoją wielkie korporacje, rządy i agencje, które chcą kontrolować przekaz i nasze zaangażowanie. No i oczywiście nie robią tego za darmo. Boty są wszędzie. Produkują treści, lajkują, komentują, dzielą się memami, a Ty – niczego nieświadomy – wchodzisz w interakcję z cyframi, nie ludźmi.
W praktyce: szybki post o nowej grze komputerowej? Napisał go bot. 200 komentarzy WOW, mega ciekawe!? Boty. Dyskusja o polityce, która wydaje się zbyt grzeczna albo wręcz przeciwnie – zbyt napompowana emocjami? Boty. Nawet Twoja babcia pisząca „super dzionek kochanie ♡” może być podejrzana. (Nie obrażając oczywiście Twojej babci!)
Dlaczego więc wierzymy, że to prawdziwe?
Ponieważ nasz mózg chce wierzyć. Potrzebujemy potwierdzenia, że nasza obecność online ma sens, że ktoś nas słucha, jak śpiewamy z pralką albo pokazujemy, jak robimy naleśniki z trzech składników. Ale jeśli połowa „polubień i komentarzy pochodzi od serii zer i jedynek? No cóż, to trochę jak oklaski z kasety magnetofonowej — brzmią jak prawdziwe, ale wiesz, że nikt tak naprawdę nie klaskał.
I tu wchodzi teoria martwego Internetu, cała na zielono (boty lubią zielenie, przynajmniej według Matrixa). Według tej teorii, prawdziwi użytkownicy to mniejszość w morzu maszynowych echosystemów, które wymieniają się między sobą treściami, dyskusjami i clickbaitami jak pokémonami.
Jakie mamy dowody – albo ich brak
No właśnie. Cała magia teorii spiskowych polega na tym, że są fascynujące, ale trudne do zweryfikowania. Z jednej strony, dane dotyczące ruchu w sieci nie pozostawiają złudzeń — boty generują OGROMNĄ część aktywności online. Z drugiej — nie każdy bot jest zły. Wyszukiwarki, asystenci głosowi, filtry antyspamowe – to wszystko również boty. Ale kiedy zaczynają wpływać na debatę publiczną lub kontrolować narracje? Robi się… cybernetycznie niezdrowo.
Zostaje pytanie: czy nasze ulubione aplikacje nie zamieniły się przypadkiem w elektroniczne akwarium, gdzie zamiast spojrzeń innych ludzi, patrzą na nas szklane oczy milionów cyfrowych rybek?
Ostatecznie warto zadać sobie pytanie: czy naprawdę to ma znaczenie? Może i jesteśmy otoczeni przez boty, ale dopóki przynoszą nam zabawne filmiki ze śmiesznymi psami i pozwalają znaleźć szybki przepis na carbonarę bez jajek – czy naprawdę chcemy z tym walczyć? Z drugiej strony, jeśli Internet faktycznie został „zajęty” przez boty, to jest to największa cyfrowa impreza bez ludzi, w jakiej kiedykolwiek uczestniczyliśmy. Może więc czasem warto się zastanowić, czy to, co widzimy w sieci, ma twarz, czy tylko awatar… zrobiony przez sztuczną inteligencję. Ale teraz wybacz, muszę odpisać mojemu przyjacielowi z Instagrama, który wygląda podejrzanie jak stockowe zdjęcie mężczyzny z bananem w kieszeni. Przypadek? Bot wie…